// 1 września, w pociągu do Hogwartu... \\
Siedziała w pociągu z przyjaciółmi, cieszyli się życiem, rozmawiali co jakiś czas śmiejąc się radośnie. Przekomarzali się, wygłupiali. Byli szczęśliwi...
- A wtedy Umbridge...
Nastąpił kolejny wybuch śmiechu i już po chwili wspominali te zabawne chwile kiedy ropucha doprowadzała ich do śmiechu.
- A to jak Fred i George uciekli jej sprzed nosa...
- To było coś...
W ten sposób minęła im cała podróż. Świetnie się bawili w swoim towarzystwie. Kiedy w końcu dojechali na miejsce w pośpiechu narzucili szaty i wybiegli z pociągu. Postanowili ,że co dzień będą cieszyć się życiem i rozmawiać tak jak tego dnia. Tej nocy cała czwórka zasnęła z uśmiechami na ustach.
// 2 września, śniadanie w Wielkiej Sali \\
Cała czwórka weszła do Wielkiej Sali uśmiechnięta od ucha do ucha. Byli tak cholernie szczęśliwi.
Ciuszki Miony [te pierwsze] i Ginny [te drugie]
- Możemy? - dopiero ten głos spowodował, że czwórka przyjaciół odwróciła się w kierunku nowo przybyłych
- Jasne, Astoria. Siadaj - Ginny uśmiechnęła się przyjaźnie do Ślizgonki
- Na serio? - zdziwił się Nott
- Oczywiście - powiedział Potter wskazując mu miejsce obok siebie - Siadaj Teo.
- Chodź tutaj, Pans - powiedziała radośnie Granger, a Pansy usiadła obok niej
- Blaise, Draco! Nie stójcie jak kołki! - zawołał Ron - Siadajcie!
Od tego dnia nie istniała Złota Trójca Gryffindoru. Nie było podziału na: Ślizgonów i Gryfonów. Nie było dokuczania sobie nawzajem, a Harry, Hermiona, Ron i Ginny byli częstymi gośćmi w Salonie Ślizgonów jak i w dormitorium Malfoy'a. Jednak szok wszystkich wywołało dopiero to co stało się następnego dnia...
// 3 września, przed Wielką Salą \\
Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, a do środka weszła czwórka Gryfonów wraz z piątką Ślizgonów. Gryfoni usiedli przy stole Domu Węża rozmawiając radośnie ze Ślizgonami, wybuchając śmiechem po prostu ciesząc się życiem.
- Eee... Panno Granger,Panno Weasley, Panie Potter, Panie Weasley, Panie Malfoy, Panie Zabini, Panno Greengrass, Panno Parkinson, Panie Nott proszę mi wytłumaczyć...yyy... dlaczego...
- Przyjaźń, profesorze Snape - odpowiedział Harry
- Przyjaźń? Po prostu przyjaźń? - zdziwił się Snape
- Tak, profesorze. Po prostu przyjaźń. - powiedział Draco zgadzając się z Gryfonem
Od tego dnia czwórka Gryfonów i piątka Ślizgonów była nierozłączna. Nigdy się nie smucili. Cieszyli się życiem, przeżywając każdy dzień podwójnie. Nie było dnia kiedy z ich strony nie rozbrzmiewałby śmiech, a oni nie wstawali z uśmiechem na ustach. Byli szczęśliwi.
// 5 lat później...\\
I nawet gdy ukończyli Szkołę Magii pozostali przyjaciółmi. Nawet w dorosłym życiu cały czas się śmieli i cieszyli z życia. Co dzień wstawali śmiejąc się radośnie. Ze śmiechem witając kolejny dzień. Powymieniali się numerami telefonów i nie byłoby dnia kiedy by się nie spotkali. To'' przypadkiem'' wpadli na siebie w sklepie robiąc zakupy. To umówili się na sylwestra. Nawet w pracy wpadali na siebie kilkakrotnie w ciągu dnia. Pracowali przecież w jednym magicznym miejscu. Tam gdzie zrodziła się ich przyjaźń...
[Co sądzicie o takiej miniaturce? Ja muszę przyznać, że jest to moja ulubiona. aut.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz