— poniedziałek, 15 września 2014 —

O Merlinie...

OMG.

Ja normalnie nie wierze w to. [a o języku polskim to się zapomniało, ta?] 

W moich najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczałam, nie marzyłam o prawie 14 tysiącach wyświetleń. 

A jeszcze teraz... Nie wierzę. Przed chwilą sprawdziłam statystyki. Ten właśnie blog od godziny 8.52 dzisiaj został wyświetlony 9 razy w Polsce, 3 razy w Stanach Zjednoczonych i raz w Niemczech. Od wczoraj ,aż 98 razy w Polsce, 3 w Stanach i raz w Niemczech. A od czasu założenia czyli, 29 stycznia...

Polska
12191
Holandia
564
Stany Zjednoczone
371
Kenia
263
Wielka Brytania
58
Ukraina
52
Niemcy
51
Rosja
31
Chorwacja
26
Indonezja
26

 








































































Mogę powiedzieć tylko jedno...

Dziękuję Wam ;**




















Szczęście.


// 1 września, w pociągu do Hogwartu... \\

Siedziała w pociągu z przyjaciółmi, cieszyli się życiem, rozmawiali co jakiś czas śmiejąc się radośnie. Przekomarzali się, wygłupiali. Byli szczęśliwi...
- A wtedy Umbridge...
Nastąpił kolejny wybuch śmiechu i już po chwili wspominali te zabawne chwile kiedy ropucha doprowadzała ich do śmiechu.
- A to jak Fred i George uciekli jej sprzed nosa...
- To było coś...
W ten sposób minęła im cała podróż. Świetnie się bawili w swoim towarzystwie. Kiedy w końcu dojechali na miejsce w pośpiechu narzucili szaty i wybiegli z pociągu. Postanowili ,że co dzień będą cieszyć się życiem i rozmawiać tak jak tego dnia. Tej nocy cała czwórka zasnęła z uśmiechami na ustach.

// 2 września, śniadanie w Wielkiej Sali \\

Cała czwórka weszła do Wielkiej Sali uśmiechnięta od ucha do ucha. Byli tak cholernie szczęśliwi.

  Ciuszki Miony [te pierwsze] i Ginny [te drugie]


 Cała Wielka Sala patrzyła na nich. Wszyscy byli zdziwieni ich niesamowitym szczęściem, którego nie zniszczyła wojna. A przecież na wojnie giną ludzie. Dlaczego więc oni cały czas żyją pełnią życia? Co spowodowało taką radość? Czwórka przyjaciół usiadła przy stole Domu Lwa cały czas rozmawiając. Nie zwracali uwagi na zdumione spojrzenia rzucane w ich kierunku. Chcieli żyć tak jak by jutra miało nie być. Żyli tak, żeby nie żałować kolejnego końca dnia i żeby nie myśleć ,że czas im ucieka, a życie przecieka przez palce. Chcieli być szczęśliwi po kres swoich dni i umrzeć śmiejąc się z przeciwnika, z uśmiechem na ustach pożegnać się ze światem. I tak też robili. Zjedli śniadanie po czym wyszli z Wielkiej Sali. Mieli wolne. Postanowili pójść na błonia. Usiedli pod "swoim drzewem" i rozmawiali wymieniając jakieś śmieszne uwagi. Ich świetnego humoru nie popsuli nawet uczniowie domu węża, którzy postanowili także cieszyć się życiem.
- Możemy? - dopiero ten głos spowodował, że czwórka przyjaciół odwróciła się w kierunku nowo przybyłych
- Jasne, Astoria. Siadaj - Ginny uśmiechnęła się przyjaźnie do Ślizgonki
- Na serio? - zdziwił się  Nott
- Oczywiście - powiedział Potter wskazując mu miejsce obok siebie - Siadaj Teo.
- Chodź tutaj, Pans - powiedziała radośnie Granger, a Pansy usiadła obok niej
- Blaise, Draco! Nie stójcie jak kołki! - zawołał Ron - Siadajcie!
Od tego dnia nie istniała Złota Trójca Gryffindoru. Nie było podziału na: Ślizgonów i Gryfonów. Nie było dokuczania sobie nawzajem, a Harry, Hermiona, Ron i Ginny byli częstymi gośćmi w Salonie Ślizgonów jak i w dormitorium Malfoy'a. Jednak szok wszystkich wywołało dopiero to co stało się następnego dnia...

// 3 września, przed Wielką Salą \\

Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, a do środka weszła czwórka Gryfonów wraz z piątką Ślizgonów.  Gryfoni usiedli przy stole Domu Węża rozmawiając radośnie ze Ślizgonami, wybuchając śmiechem po prostu ciesząc się życiem.
- Eee... Panno Granger,Panno Weasley, Panie Potter, Panie Weasley, Panie Malfoy, Panie Zabini, Panno Greengrass, Panno Parkinson, Panie Nott proszę mi wytłumaczyć...yyy... dlaczego...
- Przyjaźń, profesorze Snape - odpowiedział Harry
- Przyjaźń? Po prostu przyjaźń? - zdziwił się Snape
- Tak, profesorze. Po prostu przyjaźń. - powiedział Draco zgadzając się z Gryfonem

Od tego dnia czwórka Gryfonów i piątka Ślizgonów była nierozłączna. Nigdy się nie smucili. Cieszyli się życiem, przeżywając każdy dzień podwójnie. Nie było dnia kiedy z ich strony nie rozbrzmiewałby śmiech, a oni nie wstawali z uśmiechem na ustach. Byli szczęśliwi.

// 5 lat później...\\

I nawet gdy ukończyli Szkołę Magii pozostali przyjaciółmi. Nawet w dorosłym życiu cały czas się śmieli i cieszyli z życia. Co dzień wstawali śmiejąc się radośnie. Ze śmiechem witając kolejny dzień. Powymieniali się numerami telefonów i nie byłoby dnia kiedy by się nie spotkali. To'' przypadkiem'' wpadli na siebie w sklepie robiąc zakupy. To umówili się na sylwestra. Nawet w pracy wpadali na siebie kilkakrotnie w ciągu dnia. Pracowali przecież w jednym magicznym miejscu. Tam gdzie zrodziła się ich przyjaźń...




[Co sądzicie o takiej miniaturce? Ja muszę przyznać, że jest to moja ulubiona. aut.]